To nie była wycieczka, choć wiele zobaczyliśmy. To nie była pielgrzymka, choć w niejednym biblijnym miejscu postawiliśmy stopy.
Pamiętam zapach ziemi i słońca.Pamiętam spokój nad Jeziorem Genezaret. Obce miejsce, a jednak miałem wrażenie, że znam je od urodzenia. Mieszkaliśmy nad brzegiem w ośrodku rekolekcyjnym pod namiotami. Było nieznośnie gorąco. Tabha – to tu podobno Jezus rozmnożył chleb i ryby.
Pamiętam Kafar Kanna i nasze tańce,
Pamiętam Górę Błogosławieństw i spacer w spiekocie przez wąwóz. Poznawanie się mimo bariery językowej. Wzajemną pomoc. Tam poczuliśmy na własnej skórze ulgę, jaką daje cień.
Pamiętam przyjęcie na łodzi i radość dzieciaków. Wspólną zabawę i przełamywanie lodów.
Pamiętam Nazaret z bazyliką i podobiznami Matki Boskiej z całego świata,
Pamiętam Jordan i chrzty w zielonej wodzie. I palmy.
Pamiętam drogę przez pustynię do Jerozolimy.
Pamiętam nagabywanie, kramy i przemożny zapach baraniego mięsa wyłożonego na straganach na jednej z ulic Jeruzalem. Pamiętam Ścianę Płaczu i ukradkiem podpatrzonych dyskutujących pobożnych Żydów.
Pamiętam dzielnicę Mea Shearim i biegające po ulicach małe dzieci. Starą księgarnię. Plakaty na ścianach.
Pamiętam bazylikę i tłumy ludzi stojące w kolejce do Grobu.
Pamiętam nasze warsztaty z młodzieżą izraelską, placki pieczone na ogniu, przełamywanie lęku jednego z chłopaków w basenie. Yofi! Świetnie!
Pamiętam dyskusję w jesziwie o wycieczkach Żydów do Polski. Chcieliśmy zrozumieć dlaczego nie jeżdżą do miejsc nie związanych z Holocaustem.
Pamiętam Morze Martwe, wodę, sól i błoto.
Spojrzenia i łzy, gdy wyjeżdżaliśmy. Nie zapomnę.
Filip
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz